Cicha rezygnacja

Ale po co? W imię kogo i czego wypruwać żyły? W imię tej zieleni słupków, która jest pozorną satysfakcją, a potem zmienia się w cel o kolorze krwi…?

Nazwijmy go Bartkiem, choć jego imię jest zupełnie inne. Mój rozmówca woli pozostać w cieniu. Nie chce ponosić zbędnego ryzyka, dmucha na zimne – chce uniknąć problemów i plotek. A więc Bartek pracował w jednej z północnych firm. Kilka miesięcy temu postanowił odejść.

Odszedł, bo czara goryczy się przelała. Jak podkreśla – przejrzał na oczy i stracił motywację. Zrozumiałem, że ten mechanizm trybiku w maszynie istnieje naprawdę. Że nie jest czczym gadaniem przeciwników korporacji – mówi. Wyjechałem na Kaszuby, żeby się zaszyć i pomyśleć. Doszedłem do wniosku, że najwyższy czas zrobić coś dla siebie. Poczuć, że żyję.

Wciąż czegoś brak

Historia Bartka mogłaby być dla wielu osób wymarzonym scenariuszem. Wyjazd do wielkiego miasta, studia, dobra praca, niezłe auto. Firma w której nasz bohater był zatrudniony funkcjonuje w zgodzie z aktualnymi trendami. Odprężające fotele, owocowe czwartki, integracje i miękkie zarządzanie. W strefie relaksu znajduje się regał obładowany poradnikami, które mówią jak osiągnąć sukces i czerpać satysfakcję z pracy. Aby tak się stało – praca powinna stać się naszą pasją.

Ale niehigienicznie jest się w całości poświęcać swojej pracy. Work Life Balance – to kolejne pojęcie, które deklinują autorzy podręczników uczących nas jak żyć. Jednym z warunków efektywnej i zaangażowanej pracy jest odpowiednia regeneracja. Zachowanie równowagi lada moment może stać się usankcjonowane prawnie. Zarządzanie czasem w celu stworzenia zdrowego balansu ma ograniczyć pracoholizm oraz zjawisko wypalenia zawodowego.

Work Life Balance? Bawią mnie te wszystkie koncepcje, które w teorii brzmią pięknie – gorzko uśmiecha się Bartek. W praktyce jest zgoła odmiennie. Wiesz jak? Wracasz wieczorem do domu, zamawiasz chińszczyznę, włączasz głupawy serial i zasypiasz. To naprawdę niezła opcja, bo jak sobie pomyślę, że moja koleżanka podczas pracy zdalnej ogarnia dwójkę małych dzieci i na kącie blatu tworzy strategie sprzedażowe… Ech. Przestaje być do śmiechu.

Sposobów na uchwycenie odpowiedniego balansu jest mnóstwo. Możemy iść na siłownię, zwinąć się pod koc i przeczytać książkę. Przecież nasz szef dba o to, aby po 8. godzinach zamknąć laptopa i oddać się temu, co sprawia nam radość. Kłopot zaczyna się wówczas, gdy nie mamy na to siły i ochoty. Dlaczego? Ponieważ dajemy z siebie maksimum. Przez kilka godzin dziennie pracujemy na najwyższych obrotach. Jesteśmy sfokusowani na konkretnych zadaniach, które mają przynieść oczekiwany efekt. I rzeczywiście pod koniec dnia ekran naszego laptopa błyszczy we wszystkich odcieniach zieleni. Pod koniec miesiąca na konto spłynie pokaźna suma premii. Będziemy mieć na rachunek u „Chińczyka”, na opłacenie pakietu telewizyjnego – ba, nawet na opiekunkę dla dzieci. Jednak wciąż czegoś brak…

Wi-Fi zamiast pępowiny

Z końcem lata na TikToku zaczyna być gwarno. Coraz szersze kręgi zatacza fraza pt. Quiet Qutting. Zgodnie z internetową definicją jest to zjawisko ograniczenia pośpiechu w pracy. Innymi słowy chodzi tu o zerwanie z kultem harówki. W praktyce oznacza to, że pracownik nadal wykonuje swoje obowiązki, ale unika przy tym stresu i nadmiernego zaangażowania. Przestaje myśleć o karierze zawodowej jako formie samorealizacji. Praca jest dla niego podrzędną ścieżką do spełnienia siebie na prywatnych płaszczyznach.

Eksperci zwracają uwagę na przyczyny tytułowego zjawiska. W ich opinii Quiet Qutting jest ubocznym skutkiem pandemii, która przyniosła ze sobą zmiany na rynku pracy. Model hybrydowy to zaledwie część zmian, które poskutkowały zerwaniem z kultem harówki. Część osób straciła pracę w momencie wybuchu pandemii – innym z kolei dołożono obowiązków. Zarówno jedna, jak i druga okoliczność zmieniają perspektywę podejścia do zadań. Zmieniają też poziom zaangażowania.

Zrzucenie zmian na karb pandemii byłoby jednak zbyt proste. Syndrom cichej rezygnacji to również efekt nadejścia kolejnej generacji pokoleniowej. Osób, które zanim się urodziły – miały już konto na Facebooku. Rynek pracy zmienia się z każdym kolejnym nadejściem nowej generacji. I nie inaczej jest w przypadku wspomnianego Pokolenia Z, które ściera się dziś z Millenialsami, czyli ludźmi sprzed ery mediów społecznościowych, którzy na własnej skórze odczuli symptomy dziewiczego kapitalizmu nad Wisłą.

Czym charakteryzuje się typowy przedstawiciel Pokolenia Z? Otwartością, kreatywnością, mobilnością oraz szybką reakcją. Zestaw tych cech jest niewątpliwie pożądany w skali współczesnego rynku pracy, ale pokoleniu internetowemu towarzyszy również często zestaw przywar, które zaburzają efektywność zawodową. Eksperci podkreślają, że przedstawiciele Pokolenia Z mają często kłopoty z koncentracją oraz logicznym myśleniem. Ich roszczeniowe podejście może być niezrozumiałe, a przez to irytujące dla pracodawców wywodzących się z wcześniejszych generacji. To pociąga za sobą następny kłopot, czyli problem komunikacyjny.

Pandemia, starcie pokoleń, kryzys ekonomiczny. Wszystko to odciska ślady na rynku pracy i przyczynia się do występowania zjawiska Quiet Quttingu.

Kiedy powiem sobie dość?

System korporacyjny nie jest czarno-biały, choć wielu w to wierzy lub przynajmniej pozostawia po sobie takie wrażenie. Korporacja to szeroka paleta szarości. Matnia powiązań i zależności w których trudno znaleźć prawdziwego siebie – mówi Bartek. Na początku wydaje Ci się, że realizujesz zawodowe marzenia. Z każdym osiągniętym celem Twoja pewność siebie rośnie, a skóra staje się twardsza. Wpada niezła kasa – to koi, zapewnia komfort psychiczny i odciąga od wątpliwości – kontynuuje. Ale przychodzi moment, gdy coś pęka – coś się w człowieku przelewa. Zaczynasz traktować siebie bardziej po ludzku. Roszczeniowość? Owszem. Jeśli oczekujesz od życia czegoś więcej – i nie mam tu na myśli kwestii materialnych, – to tak, możesz napisać, że jestem roszczeniowy – odpowiada Bartek.

Tymczasem Tik-Tokowy trend przybiera na sile i wykracza poza wirtualny świat. Eksperci z rynku pracy przestają myśleć o nim w kategoriach memicznych i zaczynają podchodzić poważniej do zagadnienia. Nationale Nederlanden publikuje badania z których wynika, że blisko 75% pracowników w Polsce doświadczyło większego stresu i pogorszenia stanu zdrowia psychicznego w okresie ostatniego roku. Z kolei z raportu „State of the Global Workplace” opublikowanego przez Instytut Gallupa wynika, że zaledwie 14% Europejczyków jest zaangażowanych w swoją pracę i czerpie z niej satysfakcję. Rezultaty badań są drastyczne.

Nasz główny bohater powraca z kaszubskiej dziczy z wypowiedzeniem. Jak twierdzi – jest to decyzja wyzbyta emocji, przemyślana na chłodno. Zdziwiło mnie to, że po kilku latach pracy nikt mnie nie zapytał o powody mojej rezygnacji – podkreśla. Czysta formalność i uściśnięcie dłoni przełożonego. Chłodny profesjonalizm pojawia się dopiero wtedy, gdy opuszczasz pokład. Tak jakby ten żar był rozpalany sztucznie, aby ułatwić osiągnięcie celu. Czy to coś złego? Nie. Ale jest to obrazowe i wymowne – dodaje Bartek.

Quiet Qutting. Czyli beznamiętne minimum. Efekt poprzewracania się w tyłkach? A może riposta na kruchość życia i pogoń za marzeniami…? Po kilku tygodniach od mojej rozmowy z Bartkiem otrzymałem od niego wiadomość. Jak na hybrydę millenialsa i zoomera przystało – wysłał mi zdjęcie na messengerze. Stoi na drewnianej łódce z jakimś Azjatą, a w dłoniach trzyma egzotyczną rybę. Na jego twarzy zamiast cichej rezygnacji widnieje głośny uśmiech.

Tekst: Mateusz Marciniak

Poprzedni artykuł

Noworoczne spotkanie Tczewskiego Klubu Biznesu

Następny artykuł

Popularne marki nawiązują współpracę

powiązane artykuły
Total
0
Share