Bo mnie nie urodziła, adoptowała i pokochała najmocniej jak tylko potrafiła. Zmagała się z ogromnymi trudami życia, często była potwornie osamotniona w codziennym dramacie życia z mężem alkoholikiem. Była drobniutka, schorowana i często po prostu słaba…
Co jednak jest zadziwiające – jednocześnie była niezwykle silna. Zwłaszcza wtedy, kiedy w całym chaosie robiła wszystko, by zapewnić nam to co mogła. Pracowała jako księgowa, często utrzymując w pojedynkę całą rodzinę. Zawsze mieliśmy czyste ubrania (część z nich sama szyła), nigdy nie chodziliśmy głodni, podczas wakacji wyjeżdżaliśmy na wczasy pracownicze i kolonie. Ale przede wszystkim próbowała nas chronić tak jak umiała.
Kiedy były dobre czasy, czyli takie kiedy tata nie pił była radosna, nawet sprawiała wrażenie beztroskiej. Przepięknie haftowała, a jak uszyła dla jednej z moich lalek sukienkę – to piękniejszej nie było na całym świecie. Kiedy pędziłam na treningi, wyjeżdżałam na zgrupowania kadry i zawody, to właśnie ona zostawała z moim małym synkiem.
Bez tego wsparcia nie byłoby mowy o żadnej karierze. Była też moim największym kibicem. A kiedy w 1992 roku przyszedł czas pierwszego wyjazdu na mistrzostwa Europy znowu z pomocą przyszła kobieta. Pani Krystyna, kierowca (lub kierowczyni – jeśli ktoś woli) korporacyjnej taksówki. Bo na Mistrzostwa Europy w Warnie, jako Mistrzyni Polski – owszem powołanie dostałam, ale za wyjazd na zawody musiałam już sama zapłacić.
Na apel Włodka Machnikowskiego, który na antenie Radia Gdańsk powiedział, że nie pojadę jeśli nie znajdzie się sponsor, odpowiedziała właśnie Pani Krystyna. Skrzyknęła kolegów z korporacji i razem zrobili zrzutkę. Pojechałam! Zdobyłam swój pierwszy medal – brązowy – na arenie międzynarodowej. I najbardziej cieszyłam się z tego, że nie zawiodłam ludzi, którzy po prostu podzielili się ze mną swoimi pieniędzmi.
W późniejszych latach kariery ogromne wsparcie przyszło również od trzech wspaniałych kobiet. Wszystkie prowadziły własny biznes, co w latach 90. nie było takie oczywiste i łatwe. Każda z nich była inna, ale to co je łączyło to niesamowita wewnętrzna moc. Biła na odległość. Wysoki profesjonalizm, spokój i przenikliwość. I jednocześnie od każdej z nich czułam ciepło i delikatność. Nawet nie próbuję znaleźć słów, którymi mogłabym im podziękować za to co dla mnie zrobiły, bo takich nie ma.
Jakie jesteśmy, my kobiety? Niezwykłe i zwyczajne jednocześnie. Potrafimy dokonać rzeczy wręcz niemożliwych i jednocześnie pogubić się wśród szalejących w nas emocjach. Bezlitosne dla siebie perfekcjonistki, przebojowe i wycofane jednocześnie. Radosne, mądre, twórcze i eteryczne. Chmury gradowe i promienie słońca. Głębokie jak oceany i wolne jak pędzące przez pustynie trąby powietrzne. Kreatorki życia, opiekunki, prastare wojowniczki.
Mamy w sobie wszystko. Dosłownie cały świat. Pachamama (Matka Ziemia, Bogini Płodności, Matka Świata), jest w każdej z nas i to jest nasza niesamowita Mistrzowska Moc Kobieca.
Iwona Guzowska