Iwona Guzowska: Posłuchać siebie

Przyjemny hol nowoczesnego hotelu wypełniony był ludźmi, którzy korzystali z przerwy pomiędzy panelami trwającej konferencji. Z filiżankami w dłoniach lub bez, w mniejszych lub większych grupach wszyscy o czymś żywo rozprawiali…

Hałas był naprawdę spory. Nic dziwnego, kiedy ponad sto osób mówi jednocześnie. Stałam z boku i uważnie obserwowałam to co się działo. I nagle zamarzyłam o tym, żeby znaleźć się gdzieś na zewnątrz, najlepiej w lesie, w którym jedynymi towarzyszami będą szumiące drzewa i śpiewające ptaki.

To czego mi bardzo brakowało w tamtym miejscu i czasie, to ciszy. Ciszy, w której będę mogła usłyszeć siebie, przepływ myśli i inspiracji przed czekającym mnie wystąpieniem. Zupełnie tak samo, jak przed każdą walką. Bo w moim odczuciu wejście na scenę ma wiele wspólnego z wejściem do ringu.

Przede wszystkim to, że przed jednym i drugim potrzebne jest świadome osadzenie się w sobie, wyczyszczenie głowy ze “śmieci”, włączenie wręcz laserowej koncentracji, skupienie na oddechu i odczuciach z ciała. Po to, żeby uruchomić cały swój potencjał. Żeby wejść na odpowiedni poziom energii, która jest niezbędna o wykonania każdego zadania.

I uzmysłowiłam sobie, w jakim chaosie i zgiełku żyjemy. Na dodatek sami je tworzymy. Wciąż rozmawiamy. Jeśli nie z innymi ludźmi, tak fizycznie, to w naszych głowach. Dialogi, które nigdy się nie kończą. Rozmawiamy też poprzez social media, piszemy posty, wiecznie coś komentujemy.

Najciekawsze jest jednak to, że większość wypowiadanych przez nas słów nie ma żadnego znaczenia. To tylko gadanina, która niczego nie zmienia na lepsze i niczego wartościowego do życia nie wnosi. Zbyt wiele wypowiadanych przez nas słów leci w eter z bardzo ciężkim i negatywnym ładunkiem. Każde zdanie, które jest narzekaniem, zjadliwą krytyką, wyśmiewaniem to nic innego jak emocje – złość, gniew zazdrość, które odbierają nam energię.

Nasza potrzeba wyrażania swoich opinii, forsowania racji, puszenia się przed innymi to coś niewiarygodnego. Ja, ja, ja. Ja uważam, ja zrobiłem to, ja byłam, ja słyszałam, itp. A kiedy nie mamy z kim porozmawiać lub jesteśmy już zbyt zmęczeni żeby mówić, włączamy TV lub odpalamy internet, TikToka, YouTube czy inne kanały, żeby ktoś do nas mówił. Bla, bla, bla…A później się dziwimy, jak bardzo jesteśmy wyczerpani.

Kilka dni przed każdą mistrzowską walką wycofywałam się ze wszelkich kontaktów, z nikim nie rozmawiałam. Byłam sama ze sobą bo czułam, że bardzo tego potrzebuję. Jedyne czego słuchałam to swojego wnętrza, tego co się w nim ujawniało. Zero telewizji i innych rozpraszaczy.

Mierzyłam się z myślami, które produkował mój rozgorączkowany umysł. Słyszałam i czułam każdą emocję, która się za nimi kryła. W zewnętrznej ciszy mierzyłam się z lękami, stresem, niepewnością. Aż przychodził moment, w którym uznawałam swój strach i wtedy w moim wnętrzu również wszystko cichło. Tak, to wymagało ode mnie odwagi, Odwagi do odkrycia, że jestem tylko człowiekiem i jako wojownik mam prawo odczuwać strach, że to żaden wstyd. Dzisiaj wiem, że to było najlepsze, co mogłam dla siebie zrobić. Dzięki czemu, dzień po dniu moja energia dosłownie kumulowała się w każdej komórce ciała.

A później wychodziłam do walki, którą wygrywałam. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że milczenie, to jedna z najtrudniejszych praktyk jakim podawani są ludzie trafiający do aśram czy szamańskich uzdrowicieli by dotrzeć do prawdziwej istoty samego siebie.

Całkiem niedawno, podczas pięknej ceremonii, którą prowadził prawdziwy uzdrowiciel z Meksyku było do wykonania zadanie: przez pięć godzin uczestnicy mieli przebywać w ciszy. Wydawało mi się to bardzo proste, zwłaszcza, że byłam w towarzystwie ludzi, uważających się za bardzo świadomych i tych “oświeconych”.

Jakie było moje zaskoczenie, kiedy po niespełna dwóch godzinach musiałam włożyć wyciszające słuchawki bo było tak głośno, że nie mogłam się skupić na sobie. Chyba do dziś jestem w szoku. I wtedy prowadzący powiedział, że im dłużej będziemy oddawać się bezsensownej gadaninie, tym dłuższa będzie nasza droga do naszego prawdziwego potencjału, do mistrzowskiej mocy, którą przecież każdy z nas chce w sobie obudzić.

Trening uważnej ciszy kocham i praktykuję od lat, dlatego z całego serca polecam każdemu, kto chce poczuć w sobie prawdziwy spokój, odkryć niezmierzony potencjał i swoją prawdziwą życiową drogę. Wystarczy, że na początek zaczniemy szanować swoje słowo. Zaczniemy zauważać, czy to co mówimy niesie dobrą energię czy niekoniecznie. Czy to co mówimy sprawia, że ludzie się uśmiechają, że uśmiecha się nasze wnętrze? Czy to co chcemy powiedzieć jest konieczne do wypowiedzenia?

Kolejnym krokiem jest codzienna praktyka ciszy. Godzina prawdziwej ciszy, bez telefonu, tv, radia itp. Tylko w tej ciszy człowiek może naprawdę siebie usłyszeć, co mówi jego ciało, umysł. Najpiękniejszy jest jednak moment, w którym wreszcie słyszymy co mówi nasza dusza. Wiem to, bo całe życie tego doświadczam. Najlepsze decyzje podejmuję w ciszy, najkreatywniejsze i najlepsze pomysły też się u mnie z niej rodzą. Moja mistrzowska moc dojrzewała otulona ciszą. To po prostu działa, polecam z całego serca.

Bo kiedy nauczymy się słuchać siebie nasze rozmowy z ludźmi będą dobre, otwarte, pełne uwagi oraz zrozumienia. A przecież właśnie taka komunikacja to najlepsza droga do dobrego biznesu, do dobrego życia, którego wszystkim nam życzę.

Iwona Guzowska, Szczęśliwy Człowiek

Poprzedni artykuł

Beata Tokarczyk: Pamiętacie, że każdy z nas był kiedyś dzieckiem...?

Następny artykuł

Basia Domarus: Tanio już było

powiązane artykuły
Total
0
Share