Kowbojska psota na Dzikim Wschodzie

„Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” jest w ostatnich dniach jednym z najpopularniejszych filmów na platformie Netflix. Komedia akcji inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z epoki PRL-u zbiera mnóstwo pozytywnych recenzji. To ogromny sukces gdańskiego reżysera – Mateusza Rakowicza.

Dzieło jest inspirowane biografią Zdzisława Najmrockiego – popularnego przestępcy doby PRL-u, który za sprawą bogatej serii kradzieży zyskał przydomek „Króla Złodziei”. Media ochrzciły Najmrodzkiego również „Królem Ucieczek” – a to ze względu na spektakularne pomysły, które pozwolały mu się wymknąć z rąk organów ścigania. Zagmatwana, pełna zwrotów akcji, upadków i sukcesów historia „Najmro” była gotowym scenariuszem filmowym. Osobą, która postanowiła przenieść opowieść na szklane ekrany stał się pochodzący z Gdańska reżyser, rysownik i storyboardzista – Mateusz Rakowicz.

Już sam początek filmu zwiastuje oryginalny pomysł na aranż tytułowej historii. W przeciwieństwie do większości filmowych podróży w głąb socjalizmu – nie jesteśmy narażani na wszechobecną szarość i ukryty w tle nastrój niepokoju. W zamian otrzymujemy potężną dawkę energii i blichtru, których doświadczamy przez pastelowy filtr. „Najmro” to nie gawęda o społecznym heroizmie, ani także groteska na kształt kultowego „Misia” – film jest bardzo rześkim wyłamaniem z powielanych na naszym rynku konwencji. Ten zamysł czyni obraz intrygującym i czarownym.

Rakowicz nie igra z historycznymi demonami. Przeszłość służy mu jedynie za kontekst do którego wleje sowitą porcję znanej i poniekąd zaniedbanej popkultury. Jej nośniki to szeroka paleta energetycznych barw i składanka największych muzycznych hitów schyłku socrealizmu (niestety – często losowych). Na uwagę zasługuje przede wszystkim warstwa techniczna filmu. Mocno koloryzowany montaż składa się z mnogości efektów w postaci slow-motion, które są przeplatane dynamicznymi ujęciami. Dla jednych taki zabieg jest bezkompromisowością, która staje się częścią humoru, ale dla wielu innych – natłok filmowych fajerwerków może okazać się w pewnym momencie po prostu męczący…

Niewątpliwym atutem filmu jest jego warstwa aktorska. Odtwórca roli tytułowej – Dawid Ogrodnik czuje się w butach Najmrodzkiego jak ryba w wodzie. Wariację na temat odgrywa jego filmowy kompan z bandy – Jakub Gierszał, który w pewnym momencie zrywa z klasycznym aktorstwem, aby stać się nietuzinkowym, czarnym charakterem opowieści. Tropem ferajny na którą składa się poza wspomnianymi Młoda (Sandra Drzymalska) oraz Teplica (Andrzej Andrzejewski) podążają niestrudzeni stróże prawa – Barski w którego wcielił się Robert Więckiewicz oraz Ujma – w tej roli Rafał Zawierucha. Warto w tym miejscu wyróżnić Więckiewicza, który kolejny raz pokazuje nam, że spectrum jego aktorskich możliwości jest wyjątkowo szerokie. Sporym minusem filmu jest za to jego niemrawy i pospieszny finał, który sprawia, że zakończenie seansu może się wypełnić poczuciem lekkiego niedosytu.

Ale potencjalny niedosyt nie może przysłonić nam całości. A całość jest kokieteryjna za sprawą niewymuszonego humoru i dziarskiego rytmu. Natłok efektów, choć duży – nie przykrywa treści filmu, która wciąż podąża swoim tempem w okresie nam znanym, lecz ukazanym na nowo i zupełnie z innej perspektywy. „Najmro” to kowbojska i przemyślana psota na Dzikim Wschodzie. Zabawna i sentymentalna podróż do czasów kowbojskich, których nigdy nie doświadczyliśmy, a przecież – w epokowej szarzyźnie i surowości były one naszym marzeniem.

Poprzedni artykuł

Lider rynku obrotu nieruchomościami wynajął powierzchnię w Officynie

Następny artykuł

Międzynarodowy Dzień Teatru w Gdyni

powiązane artykuły
Total
0
Share