LinkedIn i Samo Zło

W 2019 roku LinkedIn miał zapach korporacyjnej kawy. Lśnił niczym wypastowane lakierki i bazował na języku znanym z motywacyjnych listów. Nagle pojawił się Maciej Martowicz. Wszedł na oficjalną imprezę bez krawata, ale za to w trampkach. Przedstawił się jako Coach Samo Zło, a potem… No właśnie. Co było potem…?

Twoja obecność na LinkedInie wniosła sporo zamieszania. Posługujesz się ciętym językiem i jesteś bezkompromisowy. Jak odbierają Cię inni użytkownicy?

Osoby które mnie znają – wiedzą, że jestem sobą. Goście tacy jak ja polaryzują. W efekcie jedni mnie kochają, a inni nienawidzą. Dlatego nazwano mnie „Piratem Polskiego Linkedina” – z czego jestem bardzo dumny! Mimo to, poruszam się w określonych ramach, bo przecież LinkedIn by mnie skasował…

A skasował Cię?

No jasne! Moi oponenci zgłosili publikowane przeze mnie treści. Nie dość, że zostałem zablokowany, to moje konto zostało usunięte. Trafiłem do LinkedIn Prison.

Ale wróciłeś. Jakie były okoliczności tego powrotu?

Powiem więcej – jestem jedną z nielicznych osób, której udało się stamtąd powrócić. Jest to zasługa mojej fantastycznej społeczności. Wiele osób pisało do centrali Li i Microsoftu w mojej sprawie. W sytuację zaangażowali się moi klienci – prezesi poważnych firm, którzy wynajęli prawników. To głównie dzięki nim wciąż jestem obecny na LinkedInie.

Czy po tym incydencie zmieniłeś swoją strategię?

Czasem się zastanawiam czy wcisnąć enter. Może rozsądniej sobie odpuścić i nie ryzykować? Obok stoi moja żona i przypomina mi, że świata nie zmienię. Więc powiem w ten sposób – trochę się powstrzymuję.

Prawdę mówiąc nie zauważyłem jakiejś dużej zmiany w Twoich publikacjach. Nadal nie gryziesz się w język. W jakiś sposób ogranicza to liczbę osób, które mogłyby być zainteresowane współpracą z Tobą…

Robię to z pełną świadomością oraz premedytacją. Chcę być sobą i mogę sobie na to pozwolić. Owszem – są osoby, którym to się nie podoba, ale traktuję to jako wstępną selekcję klientów. Część ludzi, którzy obserwują moje poczynania może mnie uznać za szaleńca czy freaka. I bardzo dobrze, bo wiem, że w tej sytuacji współpraca i tak by się nam nie ułożyła.

Zdarzyło Ci się podjąć z kimś współpracę z której się wycofałeś właśnie ze względu na Twoją osobowość?

Były takie przypadki. Czułem, że brakuje nam flow, że różnią nas wartości. Zdarzało się, że po pierwszym, czy drugim spotkaniu dziękowałem za współpracę i się wycofywałem. Dziś mam już to z głowy, bo 98% osób, które się do mnie zgłaszają rozumie moje podejście. Z wieloma z nich utrzymuję relację pozazawodowe. Innymi słowy – pracuję z ludźmi którzy mnie akceptują, mają dystans do życia i do pracy, podobne wartości i flow.

Wróćmy do LinkedIna. Co najlepszego spotkało Cię w związku z obecnością tam?

Zacznę od tego, że na LinkedInie byłem obecny już dawno temu, w czasach, gdy pracowałem w kilku znanych korporacjach. Wiesz, wtedy wszyscy musieli mieć tam konto złożone ze zdjęcia z krawatem i podpiętego CV… Natomiast w marcu zeszłego roku przeszedłem ciężką operację i to się zbiegło z banem, którego dostałem na Facebooku. Przez to wszystko miałem sporo wolnego czasu i zacząłem zauważać, że na naszym LinkedInie zaczął pojawiać się jakiś ruch…

Jakie miałeś w tym okresie zasięgi?

Mizerne. 10 marca 2021 roku obserwowało mnie 513 osób. Dziś mam blisko 12 tysiący obserwujących. Tak naprawdę mógłbym mieć już 30 tysięcy, czyli tyle ile wynosi limit “znajomych” na Li, ale nie przyjmuję wszystkich zaproszeń. Około 80% moich kontaktów stanowi moją grupę docelową. To głównie prezesi, właściciele firm, dyrektorzy sprzedaży, marketingu, HR, CEO, founderzy start up’ów. Generalnie są to ludzie, którzy mogą się stać moimi klientami. Reszta osób to psycholodzy, mentorzy, trenerzy – fajni ludzie, których po prostu chciałem poznać. I tutaj dotarliśmy do odpowiedzi na Twoje pytanie. Co najlepszego spotkało mnie na LinkedInie? Właśnie Ci ludzie, czyli moja społeczność.

Mówimy o wirtualnych znajomościach…

Nie tylko! Poznałem tam fantastycznych, cudownych ludzi z którymi zorganizowaliśmy imprezę pt. #NormalniProfesjonalni. Spotkaliśmy się w Warszawie i to właśnie tam zobaczyliśmy się na żywo po raz pierwszy. Oczywiście to spotkanie zakończyło się imprezą do białego rana. Obsługa lokalu pytała z jakiej jesteśmy firmy i nie mogli uwierzyć, że większość z nas widzi się pierwszy raz. Dzięki obecności na LinkedInie poznałem osobiście wiele wspaniałych osób. To moja ogromna wartość.

Twierdzisz, że ludzie to najwspanialsze, co spotkało Cię na tym portalu. Zapytam więc – co najgorszego Cię tam spotkało?

I to jest bardzo dobre pytanie. Bo najgorszym co mnie tam spotkało także są ludzie, choć zupełnie inni.

Hejterzy? Hejterzy na LinkedInie – brzmi to trochę abstrakcyjnie…

Ale to tylko pozory. Duża część hejterów to ludzie na poważnych stanowiskach i z poważnym wykształceniem. Często są podrażnieni moimi publikacjami i wtedy wychodzą z nich strasznie niskie instynkty. Powiem więcej – hejt z którym spotkałem się na LinkedInie był znacznie większy od tego, który znałem z Facebooka.

To ciekawe, bo z moich obserwacji wynika, że poważni prezesi są generalnie najmniej aktywni. Za to bardzo aktywni są handlowcy ze swoją krwawą strategią „Dzień dobry” i oferta w załączeniu…

Też mnie tym bombardują! Ostatnio jeden z nich wysłał mi ofertę usługową koparki. Niektórzy już nawet nie wiedzą do kogo to wysyłają…

Co nie oznacza, że LinkedIn nie jest narzędziem dla handlowców.

Bo to jest bardzo skuteczne narzędzie dla handlowców, zwłaszcza B2B, pod warunkiem, że potrafią z niego prawidłowo korzystać. To jeden z obszarów moich szkoleń. Uczę m.in, handlowców B2B i nie tylko – jak skutecznie i efektywnie używać LinkedIna.

Nie uważasz, że to kwestia świadomości? Niektórzy nie są jeszcze świadomi tego jak sprzedaż przenika się dziś z marketingiem – zwłaszcza z mediami społecznościowymi.

Owszem. Marketing i sprzedaż nigdy wcześniej nie były ze sobą tak splecione jak obecnie. Często doradzam firmom, aby jedna osoba była odpowiedzialna za obie te frakcje. Transformacja cyfrowa spowodowała, że handlowcy z B2B muszą dziś mieć zupełnie inne kompetencje. Z kolei marketing zmienił się przez ostatnie 5 lat bardziej niż przez ostatnie pół wieku. A w ciągu ostatniego roku – bardziej niż przez ostatnie 5 lat…

Wspomniałeś, że ten silny splot marketingu i sprzedaży to konsekwencja transformacji cyfrowej. Ale czego konkretnie? Jakich procesów?

Handlowcy w B2B nie mają obecnie kontroli nad 70% – 80% procesu sprzedaży. Dlaczego? Ponieważ firmy coraz lepiej radzą sobie w formule online. Potencjalni klienci zaczynają właśnie od internetu. Weryfikują informacje na temat produktu, usługi, firmy i gdy wytypują kilka firm – dopiero wówczas kontaktują się z osobą odpowiedzialną za sprzedaż. Najczęściej dochodzi do spotkania i przedstawiciel handlowy robi coś koszmarnego, czyli wyjmuje laptopa i zaczyna opowiadać o tym w którym roku została założona firma…

Zmienia się świat, ale strategie sprzedażowe już nie zawsze.

Oj tak. Sporo przedstawicieli handlowych nie zdaje sobie sprawy z tego, jak nisko w lejku marketingowo-sprzedażowym znajdują się ich potencjalni klienci . I między innymi dlatego handlowcy powinni sprawnie posługiwać się mediami społecznościowymi, a w szczególności LinkedInem. Ich praca powinna być bardziej nowoczesna – muszą nauczyć się nowych rzeczy, a oduczyć tych już nieadekwatnych.

Kto najczęściej korzysta z Twojego doświadczenia marketingowego?

Moi klienci to głównie CEO i właściciele firm, dyrektorzy marketingu i sprzedaży, start up’y i firmy z długą historią. Wielu z nich jest obecnych na LinkedInie, ale ich część -„50+” konsumuje treści w sposób specyficzny. Nie wchodzą w żadną interakcję, nie komentują, nie lajkują, ale czytają praktycznie wszystko i nagle kontaktują się ze mną.

Wydawało mi się, że najbardziej aktywni na Li są przedstawiciele korporacji.

To prawda, natomiast świadomość budowania marki osobistej rośnie również u CEO korporacji jak i u właścicieli i prezesów lub osób zarządzających firmami MŚP. Podobnie rzecz się ma z wysokej klasy specjalistami – zwłaszcza, gdy chcą otworzyć swoją własną firmę lub być freelancerami. LinkedIn jest cennym kanałem dla jednych i drugich, bo obecnie nie ma jeszcze obciętych zasięgów organicznych.

Czyli to dobry moment do tego, aby się rozkręcić na tym portalu…

A wiesz, że obecnie tylko 1,5% osób publikuje aktywnie na LinkedInie w sposób samodzielny? Są miesiące, gdy wzrasta to do 3%, ale połowa to tylko udostępnienia. Z kolei skala przyrostu to około 60 tysięcy kont miesięcznie. Innymi słowy – mamy znakomity czas, aby się tam rozkręcać, zostać zauważonym na bardzo konkurencyjnym rynku i zbudować swoją markę osobistą lub brand firmy.

Rozmawiał: Mateusz Marciniak

Poprzedni artykuł

Ekspres do kawy, lodówka i hakerska ofensywa...

Następny artykuł

Jeździecka Liga Mistrzów kolejny raz w Sopocie!

powiązane artykuły
Total
0
Share