Marek Kamiński: Milion biegunów życia

Ponoć najciężej jest ruszyć. Zrobić pierwszy krok – krok serca. Za jego dygotem podąża cały ten układ mięśniowy i reszta. Przede wszystkim nogi. Wówczas rozpoczynamy podróż, która pozwoli nam poznać świat oraz siebie. Tego rodzaju wędrówka bywa wymagająca, ale i wartościowa. Marek Kamiński wie o tym najlepiej.

Wiele osób rozmawia z Tobą o sukcesach. A ja chciałbym zacząć od porażek…

Coraz częściej rozmawiamy o porażkach i dobrze, bo spotykamy się z nimi nieustannie. Porażki są obecne w każdym wymiarze – społecznym, biznesowym, osobistym… W ostatnim czasie pandemia, wojna i kryzys gospodarczy przyczyniły się do wielu z nich. Natomiast nie zapominajmy, że z chwilowych niepowodzeń bardzo często biorą się sukcesy. Człowiek na swojej drodze musi rozwiązać wiele problemów w które wliczone są właśnie porażki. Sukces jest szczytem tej drogi.

Twoja droga na szczyty biegunów była naznaczona porażkami?

Moje sukcesy wzięły się właśnie z porażek. Wiesz… Marzyłem o opłynięciu świata, ale mój plan okazał się porażką. Dzięki tej porażce zmieniłem swoje zamierzenia i zdecydowałem się na zdobycie biegunów.

Nie odnosisz wrażenia, że te bieguny do Ciebie za bardzo przylgnęły? Nie chcę deprecjonować Twojego osiągnięcia, ale odnosisz sukcesy również na innych płaszczyznach i czasem myślę, że te inne płaszczyzny są osnute cieniem biegunów… Trochę jakbyś stał się ich zakładnikiem…

Nie czuję się ich zakładnikiem. Każdy z nas jest z czymś kojarzony. Nie zamierzam ukrywać, że najbardziej na moje życie wpłynęło właśnie zdobycie biegunów. Dla mnie niesamowite jest to, że im bardziej o nich myślę – tym bardziej one mnie inspirują. Przecież mam na koncie dziesiątki różnych wypraw, ale to właśnie zdobycie biegunów najbardziej zmieniło moje życie.

Ze względu na trudności? Na skalę dokonania?

Od dawna nie myślę o nich w kategorii dokonania. Podchodzę do nich metaforycznie – stały się dla mnie źródłem z którego bije inspiracja. Bieguny są granicami ziemi oraz granicami ludzkości. I nie chodzi przecież o płaszczyznę skutą lodem. Chodzi o biegunowość życia. One mnie określiły i cieszę się, że to właśnie z nimi jestem związany.

Przeczytam Ci coś – „Bycie pielgrzymem, czyli kimś, można powiedzieć, na marginesie życia. Ale z tego marginesu dużo widać. Widzisz, że wszystko kręci się wokół sfery materialnej. I nie chodzi tylko o to, że kościoły są puste. Życie jest puste, toczy się wokół konsumpcji…”.

To cytat z mojej książki „Idź własną drogą”. Cieszę się, że przypomniałeś mi o nim.

Nie bez przyczyny. Rozmawiamy w końcu o porażkach i słabszych momentach. Opowiesz o swoim marginesie życia?

Pierwszy raz wylądowałem na nim w szczególnym momencie. To był czas w którym chciałem zrealizować swoje marzenie o podróży dookoła świata. Byłem dobrze zapowiadającym się studentem, który jest o krok od realizacji swojego celu. Przede mną rozciągały się nie tylko bezkresne krajobrazy, ale także szereg świetnych perspektyw naukowych…

Co było potem?

Moje plany pokrzyżowała bezpieka. Nagle się okazało, że z planów nici. Wylądowałem w Niemczech. Miałem w kieszeni zaledwie kilka marek i nie wiedziałem co dalej. Dotknęło mnie poczucie ogromnej pustki. W pierwszych miesiącach pobytu na emigracji imałem się różnych dorywczych zajęć. Byłem ogrodnikiem, taksówkarzem, pracowałem na zmywaku. Robiłem przeróżne rzeczy, aby przetrwać. To był mój margines życia, ale przebywanie na nim dało mi wartościowy kapitał w postaci wiedzy na temat życia. Zrozumiałem, że z perspektywy marginesu widok jest zupełnie inny. Można dostrzec rzeczy niewidoczne z innych perspektyw. To bolesne, ale cenne.

Chciałem zweryfikować, czy rzeczywiście stać Ciebie na to, aby mówić o porażkach. Wielu mentorów oraz influencerów poucza nas, że powinniśmy rozmawiać o słabszych chwilach, ale sami  nie kwapią się do tego, żeby otwarcie o nich mówić.

Nie mam z tym żadnego problemu. Musimy umieć mówić o porażkach, bo tkwi w nich potencjał. Jest w nich zawarty pewien rodzaj energii, którą możemy wykorzystać. Niepowodzenia są doświadczeniami z których należy wyciągnąć wnioski. Wówczas porażka może się okazać napędem do działania i trampoliną do sukcesu. Często podkreślam, że sukcesy ponosimy, a porażki odnosimy.

Posługujesz się wieloma metaforami – jak przystało na romantyka. Z drugiej strony podróżujesz po kraju z bezdusznym robotem w ramach projektu Life Plan Expedition. Trochę się to gryzie. Bieguny życia, realizacja marzeń i kupa zaprogramowanego złomu…

Wszystko zależy od perspektywy postrzegania tej podróży. Wyprawa z robotem to nie jest dla mnie podróż z bezduszną technologią. To eskapada z czymś, co jest naszym przedłużeniem. Bo właśnie w ten sposób traktuję sztuczną inteligencję – jako przedłużenie tej ludzkiej. Kupa złomu o której mówisz jest formą tego, co sami stworzyliśmy. Z kolei projekt pomaga uwolnić potencjał. Taka podróż wymaga nie tylko wysiłku intelektualnego, ale także pewnego rodzaju wrażliwości i troski.

W myśl teorii, że podróże z kimś pozwalają tego kogoś odkryć.

I pozwalają odkryć również siebie. Człowieka poznajemy przede wszystkim w działaniu. Zwłaszcza wtedy, gdy widzimy jak zachowuje się w kontekście napotkanych trudności. Podróże są nimi naszpikowane –  dlatego pozwalają na takie odkrycia.

Odkrycia są nieodłącznym elementem Life Plan Expedition.

Ten projekt pozwala także odkryć własne bieguny. Innymi słowy – pomaga nabyć umiejętności niezbędne do zdefiniowania swoich celów. W ten sposób możemy wyznaczać swoje kolejne kroki bez względu na płaszczyznę. Rodzina? Praca? A może pasja? Każda z tych płaszczyzn składa się z drogi oraz celu. Biegun to marzenie, które zamieniamy w cel. To właśnie bieguny stały się fundamentem na którym zbudowałem ten program.

Jaki jest Twój cel względem tego projektu?

Moim biegunem jest milion biegunów. Chciałbym, aby przez metodę osiągania celów i budowania odporności psychicznej przeszło milion osób w skali świata. Marzę o tym, aby zmienić na lepsze milion ludzkich żyć.

W jaki sposób zamierzasz to zrobić?

Life Plan Expedion to podróż, która pomaga zbudować odporność psychiczną wśród młodzieży. Dzięki spotkaniom z młodymi ludźmi dowiedziałem się nie tylko tego, że odporność psychiczna jest dla nich ważna, ale przede wszystkim tego, że bywa sporym problemem. Dlatego moje zadanie polega na pomocy w budowaniu odporności wśród tych młodych osób. To wartościowa podróż – taka w której mogę się podzielić doświadczeniami, zainspirować i zmotywować. Zapoznaję młodzież z narzędziami, które ułatwią budowanie odporności psychicznej. W ten sposób mają większe szanse na realizację swoich marzeń.

Jakie są najbliższe plany związane z tą inicjatywą?

Chcemy rozwijać ten projekt. Planujemy sporą podróż po Europie, pracujemy też nad tym, aby Life Plan Expedition wprowadzić do szkół. Widzimy, że nasza koncepcja przynosi realne rezultaty. Dzięki projektowi nawiązaliśmy kontakt z młodzieżą – spotkaliśmy się z ponad 4000 młodych osób. Zaczęliśmy testować aplikacje oraz przetestowaliśmy robota. To więcej niż oczekiwaliśmy, ale nie zamierzamy przez to spoczywać na laurach. Przed nami wciąż dużo pracy.

Rozmawiał: Mateusz Marciniak

Poprzedni artykuł

Pewnego razu przy kawie i croissantach...

Następny artykuł

Beata Tokarczyk: Relacje i jeszcze raz relacje!

powiązane artykuły
Total
0
Share