Mateusz Marciniak: Ani słowa o biznesie

Tym razem ani słowa o biznesie. Będzie o świętach. Dawno temu były niecierpliwie wyczekiwanym prezentem pod choinką. Zestawem klocków LEGO lub nieoczywistą planszówką. Były powiewem ekscytacji i pozytywnym afektem. A potem…?


Chwilę później wiązały się z poczuciem zażenowania i niezrozumienia. Choinka przepoczwarzyła się w jodłę kaukaską, a kolędy przestały brzmieć spontanicznie. Stały się folklorystyczną formą sztuki, która uaktywnia się w ludziach po kielichu. Z każdym rokiem stawałem się coraz bardziej obojętny na święta.

Zobojętnienie trwało do momentu wejścia w dorosłość. Gdy człowiek zaczyna troszczyć się o te wszystkie bzdury w postaci opłacenia rachunków i wymiany opon – to znak, że potrzeba świąt zacznie na nowo w nim narastać. Wtedy okazuje się, że święta to niekoniecznie sztucznie wyhodowane igliwie, ani nie perfumy w promocyjnej cenie. Te czerwone, żałosne sweterki z reniferami – też nie.

Święta to poranna krzątanina mamy. Gdy kuchnia staje się jej królestwem – pod żadnym pozorem tam nie wchodźcie. Po prostu stańcie z boku i popatrzcie jak mama dba o detale w klejeniu pierogów, uszek. Spójrzcie na stres wymalowany na jej twarzy. „Czy zdążę?” – to pytanie migocze w jej głowie z każdym kolejnym ruchem. Mamy chcą, aby kolacja wigilijna była perfekcyjna. Abyście byli uśmiechnięci i szczęśliwi.

Tata też. Nawet jeśli kolejny raz wyrzuca z ust salwę przekleństw podczas przywieszania świątecznych lampek. Akurat mój ojciec rozwiesza je na gałęziach orzecha przed domem i kolejny raz psioczy, że to drzewo trzeba w końcu wyciąć. Mówi tak od kilkunastu lat, a drzewo jak stało – tak stoi. Może to i lepiej. Bo te światełka na rozłożystych gałęziach, choć kiczowate – to rozwieszone z potrzeby poczucia piękna i wyjątkowości, którą Wasz tata chce nad Wami roztoczyć.

W dorosłości mamy bardzo mało czasu na złapanie oddechu. Nie traćmy go podczas biegania po galerii handlowej w poszukiwaniu wymyślnych prezentów. Najlepszym prezentem, jaki możemy dać swoim bliskim jest nasz czas. Bądźmy razem. Poświęćmy sobie uwagę. Choć raz przestańmy powtarzać jak mantrę słowo „wzajemnie”. Mocno wyściskajmy – najlepiej do kości. Nie bójmy się łez i uśmiechów. Wojciech Młynarski pisał, że święta to magiczna operacja na otwartym sercu. I tego Wam życzę – otwarcia swoich serc dla bliskich, czasu, który im poświęcicie oraz prawdziwych uśmiechów, którymi będziecie się dzielić przy wspólnym stole.

Mateusz Marciniak – Redaktor Naczelny magazynu „warto!”

Poprzedni artykuł

Zastaw się, a postaw się! Jak unikać marnowania żywności?

Następny artykuł

Beata Tokarczyk: Pamiętacie, że każdy z nas był kiedyś dzieckiem...?

powiązane artykuły
Total
0
Share