Niewidzialne. O ważnej roli kobiet w samorządach i urzędach

Liczba kobiet w samorządach nadal rośnie. Część z nich stanowi pierwszy plan samorządowego obrazu, ale są też takie, które znajdują się w tle, a ich ważne działania nie zawsze są widoczne na pierwszy rzut oka. O owych działaniach, kobiecych atutach w zarządzaniu oraz roli urzędniczek porozmawialiśmy z Wiceprezydentką Gdyni – Katarzyną Gruszecką-Spychałą.

Chciałbym z Panią porozmawiać o kobietach w strukturach samorządowych.

Na początku mojej drogi samorządowej często w ogóle ich nie spotykałam. Podczas narad wielokrotnie zdarzało się, że byłam jedyną kobietą w pomieszczeniu. Dziś taka sytuacja jest rzadkością. Cieszę się, że kobiet w strukturach samorządowych jest więcej, ale rosnąca ich liczba nie zawsze idzie w parze z ich znaczeniem…

Chce Pani powiedzieć, że kobiety w samorządach są mniej widoczne?

Tak. Uważam, że kobiety w samorządzie mają większą skłonność do pozostawania niewidzialnymi. Nieco inaczej jest w przypadku kobiet pełniących role prezydentek miast – np. w Gdańsku lub w Łodzi. Owe stanowiska są bardziej polityczne i co za tym idzie – bardziej medialne. Jeśli jednak spojrzymy trochę głębiej – choćby na takie stanowiska, które sama sprawuję lub na stanowiska naczelników i dyrektorów – mężczyźni są dużo bardziej widoczni. Zaszła zmiana ilościowa, ale zmiana znaczeniowa jeszcze się nie dokonała.

Jeśli jednak spojrzymy trochę głębiej – choćby na takie stanowiska, które sama sprawuję lub na stanowiska naczelników i dyrektorów – mężczyźni są dużo bardziej widoczni. Zaszła zmiana ilościowa, ale zmiana znaczeniowa jeszcze się nie dokonała.

Katarzyna Gruszecka-Spychała

Jakie są tego przyczyny?

Przyczyny są bardzo złożone i znajdują się zarówno po stronie osób piastujących stanowiska samorządowe, jak po stronie obserwatorów tworzących tak zwane otoczenie. W naszym kraju to mężczyźni mają większą siłę medialnego rażenia. Z drugiej strony trzeba przyznać, że część kobiet nie dba wystarczająco o swoje publicity.

Jak ze swojej perspektywy ocenia Pani współpracę z kobietami?

Przede wszystkim cieszę się, że w ramach naszych działań mogę współpracować z kobietami. Szczerze? Chyba nawet wolę z nimi współpracować. Praktycznie każdego dnia współpracuję z kobietami związanymi z samorządem na Pomorzu. Aleksandra Dulkiewicz, Magdalena Czarzyńska-Jachim, Agnieszka Kapała-Sokalska, Gabriela Lisius i wiele innych pań… W naszym regionie jest wiele świetnych – kompetentnych kobiet. Współpraca z nimi to dla mnie przyjemność. Jednak muszę podkreślić, że w ramach tej współpracy płeć ma tak naprawdę najmniejsze znaczenie. Ważniejsze są osobiste cechy osobowościowe i kompetencje, które decydują o jakości współpracy – czy to z kobietą, czy mężczyzną.

Jednak rosnąca liczba kobiet w strukturach samorządowych wciąż dotyczy większych miast. Na szczeblu gminnym dominują mężczyźni. I jest to wyraźna dominacja.

Pytanie brzmi, czy gdyby w mniejszych miejscowościach częściej kandydowały kobiety – to czy byłyby skazane na porażkę…? Moim zdaniem niekoniecznie. Ale to wyłącznie moja hipoteza. Faktem jest natomiast, że kobiety rzadziej startują w wyborach prowadzonych w mniejszych miejscowościach.

A może nie kandydują, ponieważ małe miejscowości są bardziej tradycyjne i hermetyczne. W takich okolicznościach kobieta ma mniejsze szanse na sukces…

Uważam, że to już za nami. Czasy w których trudno przebić się kobiecie minęły. Bardziej zwracałabym uwagę na trudności życia codziennego. Podział domowych obowiązków jest w Polsce nieharmonijny. Praca samorządowa wymaga ogromnego zaangażowania. To bardzo często nienormowany czas pracy, częste wyjazdy i brak możliwości uporządkowania domowego życia. Podjęcie tego rodzaju wyzwania jest dużo prostsze dla mężczyzny. Nie przeceniałabym wątków związanych z ambicjami, odpornością na stres i otwartości lokalnego społeczeństwa. Moim zdaniem szkopuł tkwi w kwestii związanej z organizacją codzienności.

Zwraca Pani uwagę na trudności, które dotyczą pracy samorządowców i urzędników. Jednak w opinii większości osób tego rodzaju praca jest lekkim kawałkiem chleba. Dotyczy to przede wszystkim urzędników, którzy często są określani mianem darmozjadów. Dlaczego?

Mamy skrzywiony sposób myślenia. W Polsce odbiór urzędników jest bardzo negatywny. Powszechnie uważa się, że „urzędasy” mało pracują i ponoszą niewielką odpowiedzialność zawodową. To totalna bzdura. Urzędnicy pracują bardzo dużo – można to w prosty sposób zbadać. Natomiast jeśli chodzi o poziom odpowiedzialności zawodowej – w przypadku urzędników jest on znaczenie wyższy od osób funkcjonujących w płaszczyźnie biznesowej. Dotyczy to nie tylko odpowiedzialności finansowej, ale także odpowiedzialności karnej, która generuje olbrzymi stres. W samych urzędach mamy nadreprezentację kobiet. To pokazuje, że kobiety nie boją się dużej odpowiedzialności.

Chłodna i poirytowana pani z okienka, która podbija stemple na stercie dokumentów… Taki obraz urzędnika jawi się nam zazwyczaj przed oczami.

Nie zamierzam  deprecjonować tego rodzaju zadań, bo to również ważna i odpowiedzialna praca. Ale nie możemy zapominać, że urzędniczka to także np. naczelniczka czy dyrektorka, która realizuje wielomilionowe kontrakty i trzyma w ryzach potężne inwestycje. W ich ramach musi dotrzymać terminów i poruszać się w ramach ściśle określonego budżetu. W działalności biznesowej tego rodzaju zadania mogą być bardziej elastyczne. Większość osób nawet nie wie, że takie kobiety pracują w urzędach i odpowiadają za skrajnie skomplikowane procesy.

W Polsce odbiór urzędników jest bardzo negatywny. Powszechnie uważa się, że „urzędasy” mało pracują i ponoszą niewielką odpowiedzialność zawodową. To totalna bzdura.

Katarzyna Gruszecka-Spychała

Wracamy do wątku niewidzialności. A skąd to społeczne poczucie antypatii względem urzędników?

Sądzę, że mamy tutaj do czynienia z historyczną zaszłością. W czasach PRL-u poziom zaufania do urzędników był niski. Większość osób uważała, że są to osoby stojące po ciemnej stronie mocy. Myślę, że owa zaszłość nigdy nie została przepracowana.

A może tylko i aż oczekujemy sprawnej administracji?

Jeśli chcemy mieć sprawnie funkcjonujący urząd – musimy mieć wykwalifikowaną kadrę. Aby usprawnić procesy na wielu szczeblach – potrzebujemy specjalistów o określonych kompetencjach, a dostęp do nich jest mocno ograniczony. Dam Panu przykład. Żyjemy w dobie cyfryzacji i jeśli chcemy się na tej płaszczyźnie rozwijać – potrzebujemy osób, które to nam zagwarantują. A czy wie Pan, jak trudno znaleźć dziś kompetentnego informatyka? Nawet jeśli nam się to udaje, to okazuje się, że jego finansowe oczekiwania przekraczają nasze możliwości. Najlepsi informatycy pracują w korporacjach, gdzie stawki wynagrodzenia są znacznie wyższe od tego, co mogą zaoferować urzędy. Nie jesteśmy w stanie konkurować na rynku pracy. Nasze budżety nie są przecież z gumy, a w ostatnich latach systematycznie się kurczą za sprawą zmian podatkowych.

Na koniec chciałbym jeszcze wrócić do tematu kobiet w samorządach. Wiem, że nie lubi Pani generalizować, ale z psychologicznego punktu widzenia możemy wyodrębnić kilka cech, które są przypisane paniom. Które z nich okazują się cenne na szczeblu samorządowym?

Hm… Z moich doświadczeń we współpracy z kobietami wynika również, że panie są bardziej staranne. Zanim podejmą decyzję, przepracowują temat do podszewki. Paradoksalnie – bywa to zarówno zaletą, jak i ciężarem, bo czasem, aby osiągnąć cel, trzeba trochę zamknąć oczy na ryzyka i po prostu przeć do przodu. Mężczyznom przychodzi to łatwiej. Kobiety widzą więcej ryzyk, bo wcześniej staranniej sprawdzają. Czasem je to ogranicza, a czasem ratuje przed katastrofą. 

Eksperci z rynku pracy podkreślają, że cennym atutem kobiet jest ich intuicja. Czy w działaniach samorządowych intuicja jest ważna? Czy może liczy się wyłącznie twarda statystyka?

Liczy się balans. Nie można bazować wyłącznie na jednym lub drugim. Choć muszę przyznać, że przyszły czasy, w których intuicja jest ważniejsza niż kiedykolwiek. W okresie względnego spokoju przewidywanie było łatwiejsze. Dziś, w czasach pandemii i wojny trudniej jest planować długofalowo. Dane nie zawsze dają podstawy do podjęcia decyzji. Wtedy mamy do wyboru – usiąść z założonymi rękami i czekać na cud lub podjąć ryzyko na bazie doświadczeń i intuicji. Oczywiście nie oznacza to, że wolno podchodzić do różnych zjawisk nieodpowiedzialnie i zaufać tylko krynicy własnej mądrości, która może się okazać fałszywa i zawodna.

Mateusz Marciniak

Poprzedni artykuł

Open House Gdynia 2023: architektura, ludzie, opowieści

Następny artykuł

Sopot: Koniec gruntownej przebudowy. Jak zmienił się popularny zakątek?

powiązane artykuły
Total
0
Share