Swoje pierwsze kroki stawiała w lokalnych mediach jako fotoreporterka, potem montażystka telewizyjna w „Gazecie Olsztyńskiej”. Później uczyła się montażu filmowego w TVP. Miała dopiero 22 lata, a już spore doświadczenie w branży, ciekawość świata i spontaniczność. Pewnego dnia postanowiła odwiedzić znajomych w Nowym Jorku i została 10 lat.
Któregoś ranka jechałam metrem i zobaczyłam ludzi, którzy dokądś zmierzali, mieli cel wypisany na twarzy. Dziewczyna z kubkiem kawy poprawiała makijaż, chłopak ze śniadaniem kupionym na ulicy. Chciałam wsiąknąć w to miasto i zobaczyć je z perspektywy tubylca, a nie turysty.
Lot powrotny odbył się bez niej. I tak zaczęła się kolejna lekcja życia. Z której jak mówi wyniosła pokorę. Rzeczywistość nowojorska szybko zweryfikowała, że doświadczenie nabyte w kraju ma niewielkie przełożenie za oceanem i możliwość pracy w mediach jest poza zasięgiem możliwości. A żyć się chce! Nowy Jork ma jeszcze tyle do odkrycia! Jak się później okazało – miał przed nią szeroko otwarte ramiona. Podjęła pracę jako kelnerka w pizzerii. Po kilku latach była sprzedawczynią brylantów na 5 Alei. Spełnił się jej american dream. Dom z ogródkiem, dobrze płatna praca, markowe ciuchy, pokazy mody, przyjęcia, blichtr i splendor, ale jednak czegoś było brak.
Czułam się jak Alicja w Krainie Czarów. Jakbym ugryzła magiczne ciastko i nagle patrzyła na wszystko z góry. Odnalazłam się w centrum wielkiego, wystawnego świata, z którego nie widać było mojej małej ojczyzny, domu w każdym tego słowa znaczeniu. Uwielbiam patrzeć w niebo. Na Warmii niebo maluje się miękkimi obłokami. W Nowym Yorku tego nie było, a bardzo za tym tęskniłam. I za wiosną, za jej zapachem. Za rodziną, warmińskim wiatrem, który plątał moje loki. Musiałam wrócić na swoją stronę lustra. Tęsknota za tą krainą była nie do zniesienia.
Jest pewien niepisany kodeks poruszania się warmińskimi szlakami, do którego kluczem jest pokora. To właśnie dał jej Nowy York, umiejętność adaptacji.
Gdy wróciłam, nowym spojrzeniem zachwyciłam się Warmią fotograficznie. To jest przepiękna okolica, jest taką wdzięczną modelką. Odwiedzałam sąsiadów, którzy prowadzą swoje gospodarstwa, smakowałam ich produktów, wyposażyłam dom w lokalną ceramikę użytkową i sztukę. Poznałam Kubę, obecnie mojego męża, który wniósł do mojego życia miłość, spokój i muzykę. Postanowiłam o tym moim życiu codziennym opowiedzieć światu. Podzielić się zachwytem. Tak powstał Warming, z miłości do tego miejsca i ludzi, którzy je stworzyli. Bo jak się kogoś kocha, to się o niego dba. W ten sposób ja chciałam zadbać o tę okolicę, która jest moim domem i moją małą ojczyzną.
Joanna mówi, że w życiu niesie ją zapach. Gdy oglądam jej kulinarne zdjęcia, warmińskich specjałów, to nie tylko czuję ich zapach, ale nawet smak. Sposób w jaki maluje swoją okolicę i uwiecznia ją na fotografiach, jest wręcz fizycznie namacalna. – Chciałam spróbować tego chleba z wielu pieców, ale ostatecznie wróciłam na Warmię . W mojej okolicy jest mnóstwo zapachów.
Lawendowe Pole, które Joanna nazywa swoim miejscem mocy, jest absolutnie magiczne. Latem, o zachodzie słońca niebo robi się fioletowe. Zapach lawendy zamyka się tam w kosmetykach, olejkach, syropach. Kawa z syropem lawendowym smakuje obłędnie. Jej zapach zostaje w nozdrzach do ostatniego łyka.
W tej okolicy najpiękniejsze jest to, że sąsiedzi ze sobą nie konkurują. Wspieramy się i tworzymy wspólnotę. Robimy sobie nawzajem drobne przyjemności. Zdarza mi się czasem, wyjść rano na ganek, a tam paczuszka z Lawendowego Pola z pachnącym chlebkiem, lub inną pachnącą niespodzianką, z syropem lawendowym. Gdy ktoś ma syrop lawendowy, to rano kawę pije zawsze dwa razy.
Z Lawendowego Pola w 8 minut, spacerem trafimy do Galerii Kawkowo w Nowym Kawkowie, w której okoliczni mieszkańcy sprzedają swoje rękodzieło. W tym miejscu nie tylko możemy pobyć ze sztuką, ale możemy też skosztować tutejszych specjałów. Tutaj mam przyjaciół i tutaj Ania, właścicielka galerii, wypieka słynne, drożdżowe chałki. Parzy pachnące ziołowe herbaty z roślin rosnących w jej ogrodzie. Niedaleko, kilka łąk i pól stąd w gospodarstwie położonym w środku lasu powstaje Pękaloplastyka – rzeźby wykonane z metalu i kamienia. Tu także pasą się kozy, które dają świeże mleko. Z tego mleka Julita robi ser, wędzony w artystycznej wędzarni.
Warmia serem stoi. U nas jest najwięcej jakościowych serowarni w całej Polsce, a bogactwo smaków i zapachów jest oszałamiające. Trzeba im bardzo szybko robić zdjęcia, bo lubią znikać z talerza.
Joanna dzieli się wrażliwością fotograficzną łącząc to, co Warmia ma do zaoferowania z osobami, które takiej jakości i estetyki wypoczynku poszukują. Jest ambasadorką kulinarnej Warmii. Gdy człowiek skosztuje tych wszystkich smakołyków i nawącha się tych wszystkich zapachów, to musi na chwilę zamknąć oczy, by pobyć w tej chwili, w tej sekundzie tu i teraz. Na Warmii nie ma ciepłego morza, gór i spektakularnych atrakcji. Mimo to gości nie brakuje, a okoliczne agroturystyki wypełniają się gwarem od maja do jesieni. Bo miejsca tworzą ludzie. Warmia jest niezwykła, pachnąca i inspirująca. Wystarczy tu być, by chcieć tu żyć.
Karolina Rogóz-Namiotko