Żeby nam plusy nie przysłoniły minusów

Mija dekada od największego święta futbolowego w naszym kraju. Mistrzostwa Europy odbywały się w Polsce i na Ukrainie. Jednym z miast, które gościło piłkarską imprezę był Gdańsk. Miasto Neptuna wiele zyskało na organizacji tego turnieju, ale pośród tych zysków znajdują się też niewykorzystane szanse.

Oczywiście możemy się przerzucać frazesami o impulsie gospodarczym, potencjale marketingowym – aspektach zarówno mierzalnych, jak i niemierzalnych. Ale chcąc pozostać obiektywnym – nie możemy zapominać o niewypałach związanych ze wspomnianym turniejem. Jak mawiał Ryszard Ochódzki – „Rozchodzi się o to, żeby te plusy nie przysłoniły wam minusów!”. No ale od początku…

Zanim nasz kraj owładnęła futbolowa gorączka, a w Gdańsku zamiast bałtyckiej bryzy czuć było ułudny zapach nadchodzącego sukcesu piłkarskiego – był rok 2004. To punkt graniczny na osi czasu związanej z przygotowaniami do organizacji Mistrzostw Europy.

Jak wybierano gospodarzy?

16 grudnia 2004 roku UEFA rozesłała do wszystkich federacji krajowych zaproszenia do składania ofert i udziału w postępowaniu konkursowym, które miało wyłonić gospodarza turnieju. Chęć organizacji wyraziło dwanaście państw, które wysłały łącznie dziewięć kandydatur. Do etapu wstępnej selekcji nie dotrwały Szkocja oraz Irlandia – to z przyczyny niedotrzymania terminów formalnych. Z gry odpadli również Rosja, Rumunia i Azerbejdżan. Powód był podobny – zaniedbania związane z formalnościami.

W walce o organizację pozostało zatem pięć kandydatur – Chorwacja/Węgry, Grecja, Polska/Ukraina, Turcja, a także Włochy. W kolejnym – już finałowym etapie, decyzją Komitetu Wykonawczego znalazły się trzy opcje – włoska, chorwacko-węgierska oraz polsko-ukraińska. 18 kwietnia w Cardiff ogłoszono, że ME 2012 będzie organizować Polska i Ukraina. Rezultat wyboru był o tyle interesujący, że w pierwszej fazie selekcji nasza propozycja zajęła dopiero trzecią lokatę – zwyciężyła Italia, przed Chorwacją i Węgrami. Dopiero etap finałowy pozwolił nam uzyskać osiem głosów. To wystarczyło do zwycięstwa. Nasz kraj ogarnęła euforia.

Wyścig i walka z czasem

Od momentu oficjalnego ogłoszenia rozpoczął się istny wyścig miast, które miały aspirację, aby ugościć w swoich progach najlepszych piłkarzy Starego Kontynentu. Nic dziwnego – organizacja tak spektakularnego wydarzenia sportowego to nie tylko moc marketingowych możliwości, ale także szansa na rozwój gospodarczy. Podczas tej rywalizacji miasta imały się przeróżnych metod na przyciągnięcie uwagi osób decyzyjnych. W tym samym czasie trwały gorączkowe przygotowania organizacyjne. Ich kluczowym aspektem pozostały kwestie infrastrukturalne.

Z jednej strony polskie miasta pod wieloma względami ustępowały miastom ukraińskim. Nasze dworce były w znacznie gorszej kondycji – podobnie jak stadiony, które pozostawiały wiele do życzenia. Kiepski stan lotnisk dotyczył obu krajów, a jeśli mielibyśmy znaleźć wówczas jakąś przewagę nad wschodnimi sąsiadami, to moglibyśmy szukać jej jedynie w aspekcie stanu dróg. Choć było to w pewnym sensie zaklinanie rzeczywistości, bo doskonale pamiętamy jak wyglądały nasze drogi.

W grudniu 2009 roku UEFA ogłosiła ostateczną listę miast-gospodarzy nadchodzącego turnieju. Po polskiej stronie były to Warszawa, Poznań, Wrocław oraz Gdańsk.

EURO 2012: Gdańskie inwestycje

W związku ze sportowym przedsięwzięciem w Gdańsku zrealizowano inwestycje na ponad 2,6 mld złotych. Sam turniej piłkarski pochłonął kwotę w wysokości 30 milionów złotych. Ile zarobiło miasto? Bezpośrednia kwota wynosiła 13 mln złotych, a jak szacowała kilkanaście dni po zakończeniu imprezy firma Deloitte – kibice zostawili w Mieście Neptuna 300 mln złotych. Straty zanotowała strefa kibica. Wartość tych strat oscylowała wokół 3 mln złotych. Zaangażowani w inwestycję związaną ze strefą kibica tłumaczyli później straty finansowe rychłym odpadnięciem naszej reprezentacji z turnieju. Po fazie grupowej zainteresowanie naszych kibiców Mistrzostwami Europy zmalało. To oczywiście było do przewidzenia – zupełnie jak to, że możemy wypaść z gry po trzech meczach. W aspekcie czysto futbolowym nasza kadra piłkarska była jedną z najsłabszych w skali ostatnich 20 lat.

Andrzej Bojanowski – ówczesny wiceprezydent Gdańska podkreślał po zakończeniu ME, że połowa inwestycji nie zostałaby zrealizowana, gdyby nie status miasta-gospodarza. Następnie wyliczał projekty, które udało się ukończyć ze względu na EURO – między innymi przedłużenie Armii Krajowej, Węzła Karczemki, projektu związanego z Trasą Słowackiego, a także Południowej Obwodnicy Trójmiasta. Do ważnych inwestycji związanych z tytułowym przedsięwzięciem należy dodać rozbudowę Portu Lotniczego oraz budowę stadionu w Letnicy. Z perspektywy czasu możemy uznać owe inwestycje za kluczowe dla rozwoju Gdańska, a nawet całego Trójmiasta. I możemy nawet przymknąć oko na niektóre przesunięcia terminowe. Cel niech uświęci środki.

Inwestycje związane z EURO 2012:

  • budowa nowoczesnego stadionu PGE Arena Gdańsk (dziś Polsat Plus Arena Gdańsk) – oddany do użytku w lipcu 2011 roku, koszt 709 mln zł
  • rozbudowa Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy – nowy terminal pasażerski za prawie 250 mln zł
  • inwestycje drogowe (Trasa W-Z, Trasa Słowackiego, Trasa Sucharskiego czy Węzeł Karczemki) – sama Trasa Słowackiego za ponad 1,4 mld zł
  • budowa południowej obwodnicy Gdańska – ponad 1,1 mld zł (sfinansowana głównie z kasy państwowej)
  • rozbudowa układu komunikacyjnego Trójmiasta wraz z układem komunikacyjnym ERGO ARENY- 70,8 mln zł
  • rewitalizacja Letnicy, gdzie wybudowano stadion na Euro – ponad 44 mln zł
  • budowa przyszkolnych boisk w ramach programu Junior Gdańsk 2012 – dzięki współfinansowaniu przez prywatny biznes wybudowano 10 boisk ze sztuczną nawierzchnią za 3,3 mln zł
  • budowa Europejskiego Centrum Solidarności- prawie 226 mln zł
  • budowa Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego- za 98 mln zł
  • budowa centrum sterowania ruchem miejskim TRISTAR- koszt dla całego Trójmiasta prawie 159 mln zł, w tym dla Gdańska 84 mln zł
  • rozbudowa i modernizacja transportu tramwajowego, budowa infrastruktury dla PKM – ponad 1 miliard zł

Wiadomo, że część tych inwestycji jest powiązana z organizacją turnieju w Gdańsku luźniej, a część silniej. Moglibyśmy sobie publicystycznie „gdybać”, które z nich zostałyby zrealizowane tak, czy inaczej. Ale skupmy się na przedsięwzięciach, które zostały ukończone i przyniosły realne skutki. I zastanówmy się, w których miejscach zabrakło potencjału oraz gdzie tkwią nasze utracone szanse…

Co łączy Shakirę i Angelę Merkel? Chociażby to, że obie panie zjawiły się w Gdańsku w związku z tytułową imprezą. Nasze miasto zostało odwiedzone przez ponad 300 tysięcy turystów – w dużej mierze byli to goście z krajów, których reprezentacje rozgrywały swoje mecze na gdańskim stadionie. Wśród nich znaleźli się kibice z Hiszpanii, Włoch, Chorwacji, Irlandii, a w fazie późniejszej – z Niemiec i Grecji. Z racji bliskiego położenia geograficznego do Gdańska zjechały tysiące osób ze Skandynawii oraz Obwodu Kaliningradzkiego. Spore znaczenie dla turystycznej popularności Gdańska miały również blisko położone bazy treningowe wraz z infrastrukturą hotelową. W ulokowanym nieopodal Gniewinie – w hotelu Mistral stacjonowała reprezentacja Hiszpanii, zaś w sopockim Sheratonie przebywali reprezentanci Irlandii. Z kolei w lasach oliwskich, a mówiąc ściślej – w Dworze Oliwskim obecni byli piłkarze reprezentacji Niemiec. I tutaj docieramy do pierwszego poważnego minusa na liście niewykorzystanych szans…

Klose, Podolski i chwasty

Obiekt piłkarski zlokalizowany przy ulicy Kościerskiej w Oliwie kosztował 1,5 mln zł. Wybudowali go Niemcy, którzy przygotowywali się w tej okolicy do meczów ME. Po zakończonym turnieju Niemiecki Związek Piłki Nożnej przekazał obiekt miastu w formie darowizny. Lokalni samorządowcy wyrażali wdzięczność za ten dar i zapewniali o odpowiednim wykorzystaniu obiektu do celów sportowych. Z zapewnień nici, bo jedynym elementem, który został wykorzystany do wspomnianych celów była murawa, która została zdemontowana i przetransportowana na boiska klubu Gedania – przy al. Hallera.

Boisko położone w jednej z najbardziej urokliwych okolic na północy naszego kraju dziś już w niczym nie przypomina tego, które zrealizowali Niemcy, ani tym bardziej tego, które było w miejskich planach. Obecnie jest przestarzałym, ogrodzonym placem, który jest porośnięty chwastami. W efekcie na murawie po której biegały legendy w postaci Miro Klose i Łukasza Podolskiego rosną chwasty. Z dwojga złego nadal lepsze to niż tafla betonu, która przez moment była w planach – to z racji koncepcji związanej z budową parkingu. Na szczęście nieudanej.

Bursztyn świecący pustkami

Nie chcemy, aby ostatni – widowiskowy koncert Dawida Podsiadło przysłonił realny potencjał gdańskiego stadionu. Fakty pozostają niezmienne – obiekt w Letnicy bardzo często świeci pustkami podczas meczów ligowych Lechii Gdańsk (średnia frekwencja wynosi niespełna 10 tysięcy kibiców na mecz – to zaledwie 22% pojemności stadionu) i świeci pustkami podczas imprez pozasportowych. Jeśli chodzi o aspekt typowo sportowy – pozostaje on ograniczony do piłki nożnej. Gdański stadion służy celom futbolowym, a z perspektywy czasu dostrzegając rosnący potencjał innych dyscyplin – możemy tylko zastanawiać się nad tym, ile byśmy ugrali, gdyby na „Bursztynku” odbywały się inne wydarzenia – np. zawody lekkoatletyczne, które odbywają się na stadionie chorzowskim lub popularny w tej części Europy speedway – zawody Grand Prix odbywały się chociażby na Narodowym w Warszawie i cieszyły się dużą popularnością. Nam pozostaje futbol na ligowym poziomie i od dzwona mecz naszej reprezentacji – w ostatnich latach głównie o charakterze towarzyskim.

Piękny, świetnie skomunikowany, z dobrą akustyką i znakomitą widocznością – taki jest nasz stadion. Tym bardziej nurtuje nas kwestia związana z imprezami pozasportowymi. Od początku istnienia gdańskiego stadionu pojawiło się na nim zaledwie pięć wielkoformatowych gwiazd muzycznych – Jennifer Lopez, Justin Timberlake, Guns’N’Roses i Avicii. Ogólna frekwencja nie sięgnęła nawet 170 tysięcy osób. Obiekty w Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie wyprzedzają nas względem obu tych kryteriów. Dlaczego tak się dzieje? To pytanie na odrębny i szeroki artykuł. Jedno jest pewne – nie bez przyczyny.

Koło niezupełnie zamachowe

Wielu lokalnych polityków jeszcze przed rozpoczęciem Mistrzostw Europy zwracało uwagę na turystyczny potencjał Gdańska oraz całego Trójmiasta. Piłkarska impreza miała przyciągnąć zagranicznych turystów – miała pełnić rolę koła zamachowego dla lokalnej branży turystycznej. Miało się tak dziać z dwóch przyczyn – pierwsza to przyczyna marketingowa i globalne akcje promocyjne, które uwypuklały walory turystyczne miast organizujących turniej. Druga to w dużym uproszczeniu poczta pantoflowa. Oczarowani Trójmiastem kibice mieli promować to miejsce w swoich krajach – podobnie jak dziennikarze.

Tymczasem niespełna dekadę po historycznych mistrzostwach, turystów ze wspomnianych krajów ni widu, ni słychu. Goście z Hiszpanii, Irlandii, Grecji i Chorwacji wpadają do Gdańska rzadko. W raporcie opublikowanym przez Gdańską Organizację Turystyczną możemy wyczytać, że największa liczba turystów zagranicznych odwiedzających Miasto Neptuna dotyczy Niemiec, Skandynawii, Niderlandów oraz Francji. Wyjątkiem są tu Niemcy, ale na ile wizyty gości zza zachodniej granicy mają związek z EURO 2012? Przypuszczamy, że żaden, bo turyści z Niemiec wygrywają ową kategorię praktycznie rok w rok. Nie inaczej było przed turniejem.

No dobrze, ale może przynajmniej turyści zagraniczni odwiedzili miejsca, które dotyczyły inwestycji zaplanowanych w ramach ME? Nie. Wśród najchętniej odwiedzanych miejsc pozostają od wielu lat: Westerplatte, molo w Brzeźnie, Park Oliwski wraz z Katedrą, Muzeum II Wojny Światowej i ZOO. Obiekty takie jak Europejskie Centrum Solidarności, Teatr Szekspirowski i przywoływany stadion w Letnicy pozostają na miejscach odleglejszych.

Ktoś może nomen omen odbić piłeczkę i powiedzieć, że przecież kluczowym kryterium względem turystyki jest położenie geograficzne oraz komunikacja, a popularność obiektów turystycznych zależy od ich potencjału historycznego. To wszystko prawda, ale biorąc pod uwagę powyższe statystyki nie sposób mówić o kole zamachowym. Możemy najwyżej dyskutować na temat urozmaiceń oferty turystycznej, która nigdy nie będzie kluczowa względem rozwoju tej branży. Może być co najwyżej bonusem – zwłaszcza w kontekście naszego regionu.

Jak się okazuje z największej i prawdopodobnie jedynej takiej w kolejnych dziesięcioleciach imprezie sportowej ukręciliśmy więcej niż mniej. Po dekadzie widać jednak obszary, które zostały zaniedbane. Widać niewykorzystany potencjał, który jest potencjałem bezpowrotnym. Zaniedbania można naprawić i od tego należałoby zacząć, ale z perspektywy upływających lat warto mieć świadomość, że można było zrobić więcej, – a jeśli nie więcej – to może lepiej?

Mateusz Marciniak

Poprzedni artykuł

Jak rozpocząć działania na rynkach międzynarodowych?

Następny artykuł

Spore zmiany w zarządzie Lechii Gdańsk

powiązane artykuły
Total
0
Share