Henryka Bochniarz: Tutaj wracam do źródła

Warmia oczarowała ją swoją wyjątkowością. Urodziła się na ziemi lubuskiej, ale to tutaj znalazła swój dom i ukojenie od spraw służbowych. Dopiero pandemia nauczyła ją prawdziwego slow life. To tutaj nauczyła się odpuszczać i żyć w zgodzie z samą sobą.

Od kiedy mieszka Pani na Warmii?

Od 30 lat przyjeżdżałam tutaj regularnie na weekendy. Było to miejsce do rodzinnych wypadów za miasto. Po pandemii te proporcje się odwróciły i  częściej jestem w Bukwałdzie, niż w Warszawie. Nauczyłam się żyć wolniej i wypracowałam nowy system pracy zdalnej. Teraz w Warszawie jestem jeden, dwa dni w tygodniu, które od rana do późnej nocy wypełnione są intensywnymi spotkaniami, zebraniami. Okazuje się, że tak też można pracować i to bardzo mi odpowiada.

Czy dzięki temu łatwiej jest zachować wewnętrzny balans?

Zdecydowanie tak. Dojazd pociągiem do Warszawy zajmuje mi 2:20 min. Niektórzy ludzie tyle czasu przedzierają się z jednego punktu do drugiego mieszkając na stałe w stolicy, więc te odległości to nie problem przy tak dobrej komunikacji. A możliwość powrotu na łono natury daje mi poczucie wolności. Na Warmii czuję się jak na wakacjach. Za każdym razem te powroty szalenie mnie cieszą. To właśnie w pandemii zaczęłam dostrzegać te drobne rzeczy, małe radości, codzienne przyjemności. Mogłam spokojnie chodzić na spacery, bo mieszkam na zupełnym odludziu. To miejsce stało się dla mnie i mojej rodziny bezpieczną przystanią. Będąc na wsi nie odczuliśmy tych ograniczeń związanych z pandemią. To tutaj poczułam prawdziwą wolność. Te niekończące się przestrzenie, malownicze pola łąki i lasy. Tutaj życie ma inną jakość.

Jaki ma Pani typ osobowości? Introwertyczny czy bardziej ekstrawertyczny?

Uwielbiam ludzi, uwielbiam z nimi pracować jestem typem lidera i dobrze się w tym czuję, ale spotykam się z nimi wtedy gdy mam już opracowaną pewną koncepcje. Potrzebuję absolutnej samotności i ciszy. To pozwala mi na uporządkowanie sobie w głowie pewnych spraw, po to by podczas spotkania przedstawić zespołowi pewien konkret. Oczywiście cała praca koncepcyjna odbywa się tutaj w Bukwałdzie. To w tym miejscu powstały najlepsze inicjatywy, a nie w Warszawie.

Czym teraz aktualnie się Pani zajmuje, bo tych inicjatyw i osiągnieć ma Pani na swoim koncie już sporo…

Jest masa projektów, które nadal są kontynuowane. Może nie jestem na pierwszym froncie, ale koordynuję te działania na odległość. Chociażby Kongres Kobiet, gdzie jestem w Radzie Stowarzyszenia, ale pełnię funkcję raczej nadzorczą. Podobnie jest w Lewiatanie, gdzie jestem szefową Rady Głównej, więc dbam o to by ten okręt płynął w kierunku, w którym wszyscy sobie to ustaliliśmy. Natomiast, to nie jest tak, że muszę zajmować się tym na co dzień. Jest taki nowy projekt, który realizuje od roku.  Akademia Liderek, to program dla kobiet, który pomaga kobietom odnaleźć w sobie zdolności przywódcze, by były nie tylko świetnymi managerkami ale też szefowymi, liderkami i przywódczyniami.  Praca nad tym projektem przynosi mi masę frajdy. Akademia Liderek liczy w tej chwili ok. 100 absolwentek. Napawa mnie to ogromną dumą. Zarówno uczestniczki jak i osoby prowadzące zajęcia, to fantastyczne postaci. Sama startowałam na Urząd Prezydenta RP w 2005 roku i widzę tę potrzebę przewodzenia również w innych kobietach. Dajemy im kompetencje i otwieramy możliwości. My kobiety mamy bardzo wiele do zaoferowania. Sama często uczestniczę z zajęciach i spotkaniach, bo zawsze czegoś nowego mogę się jeszcze dowiedzieć i nauczyć, a to w byciu liderem jest kluczowe.

Jak wygląda Pani zwykły dzień na Warmii?

Mój rytm wyznaczają zwierzęta. Mamy 3 psy i 4 koty, które wstają dość wcześnie. Nie mam z tym problemu. To jest bardzo fajna pora. Wszystko jedno czy to zima, wiosna, lato czy jesień. W lecie zaczynam dzień od pływania w jeziorze. Jestem absolutną maniaczką pływania. Nastraja mnie to pozytywnie na cały dzień. I nie ma znaczenia czy to 5:00 czy 6:00, musze zaliczyć skok do wody. Potem wiadomo, przy domu zawsze jest co robić. Mamy warzywnik, szklarnie, żyjemy bardzo ekologicznie, a to zajmuje sporo czasu. Do tego praca zdalna, mnóstwo telefonów i ogarniania życia na odległość. Potem jeszcze spacer z psami, a wieczorem książka, którą potrafię skończyć nad ranem.

Pochodzi Pani z Zielonej Góry, a to Warmia okazała się Pani prawdziwym domem…

Warmia jest szalenie podobna do miejsc z czasów mojego dzieciństwa. Ogrom lasów, wzgórza, jeziora. Dodatkowy plus to odległość do Warszawy, która jak wspominałam jest zupełnie niedaleko. Gdy jestem na Warmii to zawsze mam poczucie, że wracam w taką znajomą, bezpieczną przestrzeń. Mam tutaj swoich ulubionych lokalnych sprzedawców, ulubione miejsca. Tutaj żyję po swojemu, w zgodzie z naturą, z rytmem pór roku. Tutaj wracam do źródła.

Karolina Rogóz-Namiotko

Poprzedni artykuł

Warto mieć własną przystań

Następny artykuł

Czary, legendy i wyjątkowości...

powiązane artykuły
Total
0
Share